REPETYTORIUM
Znajomości mojej choroby alkoholowej.
1. Wg. Światowej Organizacji Zdrowia choroba alkoholowa to: Zespół Uzależnienia od Alkoholu.
2. Posiada swój numer statystyczny w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób ICD – 10 i jest to numer F10.2.
3. Choroba alkoholowa to zaburzenia psychiczne (zespół uzależnienia zachowawczego od alkoholu).
4. Objawy osiowe choroby alkoholowej to:
a) Głód alkoholowy – charakteryzujący się silną, natrętną potrzebą spożycia alkoholu (nosi mnie, czegoś mi brakuje);
b) Upośledzenie kontroli picia (utrata kontroli nad alkoholem): ciągi alkoholowe, trudności w zaprzestaniu picia;
c) Zmiana tolerancji na alkohol;
d) Alkoholowy zespół abstynencyjny (tzw. KAC)
– faza wczesna do 72 godzin,
– faza późna – pojawia się w dowolnym momencie [tzw.
suchy kac];
e) Koncentracja życia wokół picia (tak zwane wzory picia). Picie jest na pierwszym miejscu w życiu. Podporządkowanie całej działalności wokół picia;
f) Picie pomimo wiedzy o szkodliwości dla zdrowia i życia.
5. Lekarz jakiejkolwiek specjalności powinien wystawić zwolnienie lekarskie L-4 po stwierdzeniu występowania trzech z powyższych Objawów Osiowych i skierować na leczenie.
TRZEŹWIENIE TO DZIAŁANIE !!!
REPETYTORIUM
Model uzależnienia, cechy choroby alkoholowej.
A. Model Uzależnienia w chorobie alkoholowej.
1. Czynniki psychologiczne.
2. Czynniki biologiczne:
– genetyczne;
– struktura ciała;
– po 21 roku życia ryzyko uzależnienia się zmniejsza.
3. Czynniki społeczne:
– środowisko;
– otoczenie.
B. Cechy choroby alkoholowej.
1. Choroba pierwotna [ nie pochodzi od innych chorób ale jest pierwsza, może
powodować inne choroby lub być ich przyczyną].
2. Choroba nieuleczalna [ nie ma metody aby przywrócić kontrolę nad
spożyciem alkoholu, można ją tylko zatrzymać].
3. Choroba postępująca [ będzie tylko gorzej].
4. Choroba śmiertelna.
TYLKO UTRZYMYWANIE ABSTYNENCJI + PRACA NAD SOBĄ MOZE
DOPROWADZIĆ DO TRZEŹWOŚCI !!!
REPETYTORIUM zalecenia
A. Zalecenia dla zdrowiejących alkoholików.
1. Minimalny okres ugruntowanej abstynencji to 2 lata.
2. Unikaj miejsc i osób, z którymi spożywałeś (-aś) alkohol.
3. Nie trzymaj alkoholu w domu (w barku).
4. Nie spożywaj słodyczy, nie zażywaj leków ani nie używaj kosmetyków
na bazie alkoholu.
5. Stosuj programy „HALT” [ Nie bądź głodny (Hungry), zły (Angry),
samotny Lonely) i zmęczony (Tired)].
6. Stosuj program 24-godzin – bądź tu i teraz bez spożycia alkoholu przez
24 godziny (lub 1 godzinę).
7. Miej wokół siebie Grupy Wsparcia dla radzenia sobie z głodem alkoholowym
(kluby abstynenckie, mityngi AA, telefony aby porozmawiać o emocjach).
8. W razie przypływu głodu alkoholowego spożywaj gorzką czekoladę i pij
wodę mineralną niegazowaną.
9. Zmęczenie fizyczne wraz z kąpielą lub prysznicem spowoduje miarowe
ustąpienie głodu alkoholowego.
B. Uświadom sobie i przyjmij do siebie, że alkohol jest silniejszy ode mnie,
stąd podjąłem (-am) świadomą decyzję o tym, żeby „Utrzymywać
Abstynencję i Pracować nad Sobą”.
C. W najbardziej stresujących sytuacjach zastosuj Modlitwę o Pogodę Ducha:
Boże, użycz mi pogody ducha, Abym godził się z tym, czego nie mogę
zmienić, Odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, I mądrości, abym
odróżniał jedno od drugiego.

https://7-ka.com.pl/wp-content/uploads/2023/06/Dodziuk-Anna-Trudna-nadzieja.pdf
REPETYTORIUM
Jak sobie mogę poradzić w chorobie?
LEŻENIE NIE WYMAGA WYSIŁKU – trzeba coś robić z sobą !
AKCEPTACJA.
A. Intelektualne podejście (na głowę)
1. Poznanie tego co się dzieje we mnie.
2. Zrozumienie dlaczego tak jest, co jest tego źródłem.
3. Uświadomienie.
B. Przeżywanie (świadome przyjęcie tego co jest)
1. Nie jestem w stanie sam tego zmienić (Pogoda Ducha).
2. Godzę się z tym stanem.
3. Akceptuję – Godzę się z tym, czego nie mogę zmienić.
C. W życiu są do przejścia dwie góry:
* Góra Tabor – lepsze momenty,
* Golgota – Krzyż i Cierpienie (Zmartwychwstanie – po gorszych
momentach przyjdą te lepsze).
CZASEM TRZEBA DOSTAĆ PIASKIEM PO OCZACH ABY LEPIEJ
WIDZIEĆ !!!

Anna Dudziuk - Trzeźwieć razem
Pracuję z trzeźwymi alkoholikami i ich żonami już prawie siedem lat. Jednym z problemów, na jakie uskarża się każda z tych osób, są trudności małżeńskie. Okazuje się, że niemal wszyscy doświadczają wielkiego rozczarowania. Liczyli na to, że wraz z rosnącą długością abstynencji atmosfera w rodzinie będzie się poprawiać, jak to się dzieje w wielu innych dziedzinach ich życia. Jednak – paradoksalnie – często jest odwrotnie: nieporozumienia i konflikty narastają. obydwie strony mają do siebie dużo złości i pretensji. Oczekiwana sielanka nie zachodzi, a kryzysy małżeńskie bywają tak poważne, że często dochodzi do rozwodu. Obydwie strony odczuwają to bardzo boleśnie. Skoro dało się przetrzymać tyle złych chwil w okresie picia, dlaczego nie układa się teraz, gdy nadeszły czasy upragnionej abstynencji? Wydaje się, że do rzadkości należą ci, którym udaje się zrozumieć przyczyny, a jeszcze mniej jest takich, którzy potrafią jakoś temu zaradzić. Mam wrażenie, że najczęstszą reakcją na pogarszanie się układu małżeńskiego w trakcie trzeźwienia jest poczucie bolesnego zaskoczenia i krzywdy we wszystkich jej dojmujących wymiarach: cierpienia, bezsilności i niesprawiedliwości. [Jerzy Mellibruda: „Nieprzebaczona krzywda”. IPZiT Warszawa 1992, s.4.]
Kilka znajomych żon alkoholików po zapoznaniu się ze wstępną wersją tego tekstu przyniosło ją do przeczytania na swoją grupę Al-Anon albo koleżankom klubowym i okazało się, że już sama lektura przynosi pewną ulgę. Choćby przez to, że sytuacja przestaje być niezrozumiała i pojawia się nadzieja, że można ją zmienić.
Świadomość, że występują tu jakieś prawidłowości, jakieś mechanizmy, które wynikają z określonego układu okoliczności, zmniejsza poczucie winy u tych, którzy własnej nieudolności czy złym cechom charakteru przypisują małżeńskie niepowodzenia. Z drugiej strony sprzyja dostrzeżeniu własnego udziału czy też współtworzenia kłopotów u tych, którzy mają skłonność do oskarżania drugiej strony i obarczania tylko jej winą za wszystkie trudności, jakie przeżywają w związku.
Dlatego postanowiłam podzielić się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami na temat trzeźwiejących małżeństw, chociaż nie są one poparte żadnymi systematycznymi badaniami. Są to uogólnienia wynikające z pracy psychoterapeutycznej z kilkudziesięcioma osobami. To mało i dużo zarazem.. Dużo, ponieważ długotrwały kontakt i głębokość tej pracy – możliwość dotarcia do takich postaw i uczuć, jakie rzadko ujawniają się w codziennym życiu-pozwala zajrzeć niejako „pod podszewkę” małżeńskich powikłań, towarzyszących trzeźwieniu.
Część z nich jest w jakiś sposób podobna do kłopotów i konfliktów małżeńskich, jakie przeżywają ludzie, których nie dotknęło uzależnienia. Część ma swoją wyraźną specyfikę, związaną z alkoholową przeszłością i zmierzającą do trzeźwości teraźniejszością. Jednak nawet te podobne problemy maja pewną zasadniczą odrębność: otóż w niealkoholowych parach kolejne etapy życia we dwoje są kontynuacją poprzednich, natomiast trzeźwiejące małżeństwa stają wobec nowej dla siebie sytuacji. Z trwałą abstynencją wiąże się konieczność zmiany właściwie wszystkiego, co ważne w małżeństwie – poczynając od celów i wartości, poprzez sposób komunikowania się, po codzienne domowe nawyki.
Z pewną przesadą można by powiedzieć, że trzeźwiejące pary muszą podołać zadaniu zbudowania nowego związku małżeńskiego z tym samym partnerem.
Będę się tu zajmować tylko małżeństwami, gdzie stroną poprzednio pijącą, a obecnie leczącą się jest mąż, gdyż o małżeństwach alkoholiczek po prostu niewiele wiem. Ich sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że znaczna część z nich to jednocześnie koalkoholiczki – uzależnienie męża bardzo silnie wpływa na to, jak widzą i przeżywają sytuację w swoim związku. Rozwikłanie tego poplątanego kłębka bywa bardzo trudne nawet w przypadku pojedynczych osób, cóż dopiero mówić o jakichś ogólniejszych wnioskach. Moim zamiarem było – nie wiem, na ile udało się go zrealizować – przyjęcie takiego punktu widzenia, który pozwala patrzeć na układ małżeński właśnie jako na układ: co dzieje się pomiędzy partnerami, co szkodzi małżeństwu, jak poprawić wzajemne stosunki. Dlatego, choć byłoby to może łatwiejsze, nie napisałam osobno o żonach zdrowiejących alkoholików i mężach koalkoholiczek. Zależało mi bowiem, żeby przy czytaniu i przywoływaniu własnych doświadczeń skłonić do myślenia przede wszystkim o relacji małżeńskiej.
To, co zamierzam tu przedstawić, stanowi naturalnie obraz uproszczony. Zwłaszcza, że zmiany w małżeństwach powracających do zdrowia alkoholików to złożony i długotrwały proces. Tym, którzy mają je już dawno za sobą, niektóre źródła trudności wydadzą się banalne i oczywiste; nie wszystkie sposoby radzenia sobie z nimi będą pasowały do doświadczeń danej pary. Mam jednak nadzieję, że większość trzeźwiejących małżeństw odnajdzie tu siebie i że niektóre wskazówki okażą się dla nich przydatne.
Myślę, że ten tekst będzie mógł posłużyć również profesjonalistom, którzy mają coraz więcej klientów z dłuższym stażem abstynenckim i niejednokrotnie są bezradni wobec ich zapotrzebowania na pomoc w kryzysach małżeńskich. Często nie jest konieczne podejmowanie terapii, wystarczyłby jakiś krok do przodu, zainicjowanie pozytywnej zmiany. Osobiści bowiem wierzę, że układ małżeński jest systemem, tj. zmiana każdej jego części pociąga za sobą zmianę całości – inaczej mówiąc postęp w jakimkolwiek fragmencie korzystnie wpływa na całość. Jako ilustracje posłużyły mi gównie wypowiedzi absolwentów Studium Pomocy Psychologicznej, a więc osób o dość długiej historii wspólnego trzeźwienia (od trzech do dwunastu lat) i zarazem o dużym stopniu rozeznania we własnym funkcjonowaniu w relacjach z innymi ludźmi. Oczywiście, wszystkie imiona i niektóre inne dane zostały zmienione.
I. W trzeźwiejących małżeństwach można wyróżnić cztery fazy:
A. FAZA WAHAŃ – gdy obydwoje mają wątpliwości, czy jest to rzeczywiście podjęcie trwałej abstynencji. Koncentrują się wówczas głownie na alkoholu-to jest najważniejsze, a sprawy małżeńskie pozostają na drugim planie.
JANKA: „Mąż powiedział mi, że postanowił przestać pić i zaczął chodzić do klubu. Uważał, że powinnam się ucieszyć, ale ja potraktowałam to jak jeszcze jedną obietnicę. 'Acha, znowu!’ – pomyślałam sobie i zaczęłam przyglądać się temu bez jakiejś specjalnej nadziei. Widziałam, jak go nosi, jak czasem o niczym innym nie myśli, tylko żeby się napić, i właściwie czekałam, kiedy to zrobi. Bałam się tego, nie chciałam, żeby tak było, modliłam się, ale nawet to mnie nie uspokajało”.
STASZEK: „Przez pierwsze tygodnie bałem się nawet wychodzić z domu. Do pracy i do klubu-to jedyne miejsca, gdzie chodziłem. Wiedziałem, że żona mi nie wierzy, bo sam sobie nie wierzyłem. Niektóre dni były koszmarne: różne bóle, swędzenie całego ciała, trzęsły mi się ręce. I oczywiście śniło mi się, że wypiłem. Ja miałbym wtedy myśleć o żonie i o dzieciach? Tylko mnie denerwowali!”
B. FAZA ULGI- partnerzy czerpią satysfakcję z samego faktu, że on nie pije. Obydwoje koncentrują się na pozytywnych przeżyciach, są zadowoleni i nie widzą potrzeby zmieniania czegokolwiek w małżeństwie.
BASIA: „Byłam gotowa zrobić wszystko, żeby było dobrze. Mąż też się starał, po prostu sielanka. Nareszcie spełniły się moje marzenia – on już nie pije! Dużo pracował, zawsze tak było, kiedy przestawał pić, w niedzielę chodziliśmy na spacery z dziećmi i do kościoła. Starałam się bardzo, żeby był zadowolony, bo mnie nic więcej nie było potrzebne do szczęścia”.
RYSIEK: „Żona była zadowolona, ja też. Widziałem, że u kolegów z klubu nie jest tak dobrze, ale myślałem, że może ja mam więcej szczęścia albo lepszą żonę. Ich żony miały pretensje i wymagania, moja była miła i dbała o mnie”.
JANKA: „Na początku trzeźwienia męża byłam pewna, że zrobię wszystko, żeby tylko nie pił. Inny alkoholik, który do nas wtedy przychodził, pytał mnie: 'Czy jesteś zdecydowana na to, że on będzie trzeźwiał? A czy wiesz, że takiej osobie nawet szklanka nie tak postawiona przeszkadza?’ Mówiłam: 'Zniosę wszystko’ i wierzyłam bardzo mocno, że jestem do tego zdolna”.
C. FAZA UJAWNIANIA SIĘ TRUDNOŚCI – są one nieuniknione, a składa się na nie obciążające dziedzictwo z okresu picia, sprzeczne oczekiwania, konieczność kształtowania nowego układu. Można powiedzieć, że obydwoje są podleczeni na tyle, by zdawać sobie sprawę, że ich związek nie funkcjonuje dobrze, ale nie na tyle, by sobie z tym radzić. W tej fazie często rozwodzą się w poczuciu beznadziejności: nie wierzą, że małżeński bilans z tą osobą może wypaść pozytywnie.
ANTEK: „Była taka rzecz, której najbardziej nie potrafiłem zrozumieć, jeśli chodzi o małżeńskie sprawy. Kiedy przestałem pić, żona jak dawniej we wszystkim mi ustępowała. W marę tego, jak coraz bardziej trzeźwiałem-i myślę, że ona też trzeźwiała-tym mniej była mi 'powolna’. Czym bardziej zajmowałem się sobą i mówiłem, że muszę się rozwijać, duchowo kształcić, tym ona stawała się coraz mniej posłuszna. Wybuchałem, wściekałem się, nie chciałem się z tym pogodzić”.
BEATA: „Myślałam, że będzie coraz lepiej, a od pewnego czasu było coraz gorzej. Kłóciliśmy się, nie było tego zrozumienia. I mnie, i jemu było źle. Byliśmy jacyś pogubieni, nie wiedziałam, co z tym wszystkim zrobić. Bałam się rozwodu, ale z drugiej strony czasami myślałam, żeby się rozwieść i wreszcie mieć spokój”.
MIETEK: „Kiedyś żonie groziłem, że się napiję, jak mi w czymś nie ustąpi. Już sporo nie piłem, ale jeśli chciałem ją do czegoś przekonać, używałem argumentów czysto pijackich, takich chwytów poniżej pasa: np. 'jak czegoś tam nie zrobisz, to na pewno mnie nie kochasz’ albo 'jak mi nie ustąpisz, to uważasz mnie za durnia’. Kiedy już zacząłem naprawdę trzeźwieć, to takich argumentów unikałem, nie używałem. Wręcz przeciwnie, teraz żona mnie prowokowała: 'to idź się napij!’ Przez tyle lat udawało mi się ją nakłaniać do różnych rzeczy, więc kiedy przestało się udawać, czułem się bezradny”.
D. FAZA KONSTRUKTYWNYCH ZMIAN-kiedy w wyniku pracy nad sobą i zdobywania nowych doświadczeń pojawia się coraz więcej nawyków i umiejętności sprzyjających dobremu porozumieniu. W miejsce przeciwstawienia „rodzina a trzeźwienie”, tak częstego u trzeźwych alkoholików w poprzedniej fazie, pojawia się uznanie jej ważności i świadome dążenie do poprawy sytuacji.
MIREK: „Wcześniej, kiedy koledzy starsi stażem abstynenckim mówili, że dla nich najważniejsza jest rodzina, ja to brałem jak takie sobie gadanie. Dla mnie było ważne AA, a żona się musiała z tym pogodzić, bo ja trzeźwieję, ja tu pracuję na swoją trzeźwość i szczęście dla rodziny. Ona powinna w domu czekać, aż wrócę z mityngu i powinna być zadowolona, że ja nie piję, że jej nie biję, że jest w domu inaczej. Teraz zaczynam rozumieć, że rodzina jest ważna. Chcę mieć dom i chcę zrobić tyle, ile będę mógł, żeby była ta wspólnota, a nie tylko mieszkanie. Coraz bardziej mi na tym zależy”.
JANUSZ: „Stopniowo było coraz lepiej. Ja oczywiście zacząłem się starać o żonę, jakoś próbowałem poprawiać nasze stosunki. To znaczy zachowywać się tak, jak w moim wyobrażeniu powinien zachować się dobry mąż. Robiłem to, czego przedtem nie robiłem, czyli przejmowałem te obowiązki, które moim zdaniem należą do mężczyzny. starałem się być w tym domu zauważony, ważny, robiłem zakupy, tapetowałem, malowałem-po prostu zajmowałem się domem. pomału zaczęło się poprawiać”.
Chcę podkreślić, że pozytywne zmiany zachodzą stopniowo i nie należy spodziewać się – a takie nierealistyczne oczekiwania towarzyszą wielu ludziom – że w którymś momencie wszelkie konflikty i nieporozumienia znikną, małżonków zaś czeka już tylko niezmącona harmonia i zadowolenie. Zdarzało mi się słyszeć takie wypowiedzi, że wszystko się zmieni, kiedy żona zacznie chodzić na grupę albo kiedy mąż rozwiąże jakiś swój kolejny problem psychologiczny. Niestety, tej opowieści nie da się zakończyć zdaniem: „a po terapii żyli długo i szczęśliwie”. Nieporozumienia i kłótnie, wzajemna złość i pretensje, rozczarowania i zawody zdarzają się we wszystkich, nawet najlepszych związkach. To, na co można realnie liczyć, to że okresy spokoju i zadowolenia będą dłuższe, sprzeczki mniej raniące, otwartość i wzajemne zaufanie większe. Słowem, że w ogólnym rachunku plusy będą wyraźnie przeważać nad minusami.
DANUSIA: „Różne były etapy. Czasami jest bardzo dobrze, czasami bardzo źle, a w tej chwili jest coraz częściej, coraz dłużej fajnie. Jest spokojniej – tak bym to nazwała”.
ANTEK: „Rozmawialiśmy niedawno z żoną, że już do końca życia będziemy razem. Nie jest idealnie, chwilami bywa bardzo źle, ale już tyle razy wychodziliśmy z takich różnych złych okresów i jednak jest nam ze sobą coraz lepiej. Żartujemy sobie, że zupełnie dobrze będzie dopiero, jak już się zestarzejemy. Może to i prawda?”
ŹRÓDŁA TRUDNOŚCI
I. TENDENCJA DO FUNKCJONOWANIA W MAŁŻEŃSTWIE W SPOSÓB CHARAKTERYSTYCZNY DLA OKRESU PICIA nie znika po podjęciu abstynencji. Pozostają i utrzymują się jeszcze przez dłuższy czas , m.in.:
u alkoholika: unikanie konfrontacji ze swoimi trudnymi emocjami;
unikanie podejmowania odpowiedzialności; skłonność do popadania w poczucie winy
u żony alkoholika: nadmierna kontrola, brak zaufania; koncentracja na alkoholiku, niezajmowanie się sobą; poczucie krzywdy i potrzeba uzyskania zadośćuczynienia lub odegrania się.
ANTEK: „Kiedy tak dużo zajmowałem się sobą i wyjeżdżałem, żona traktowała mnie jak dziecko. Dziecku się pozwala albo się zabrania, wtedy dziecko kłamie, ucieka z domu. Były takie sytuacje, kiedy ją okłamywałem: powiedziałem na przykład, że wrócę za dwa dni, a wiedziałem z góry, że wrócę za cztery, tylko bałem się powiedzieć, bo przewidywałem, że będą niechętne reakcje. To znaczy, że ja ze swojej strony też się zachowywałem jak dziecko”.
BOLEK: „Żona mi w dalszym ciągu nie ufa i ja to widzę. Ma powody i wiem, że jej to tak prędko nie minie. Pytałem ją, jak teraz jest i nie dostałem właściwie żadnej odpowiedzi. Dowiedziałem się tylko jednego: jak wchodzę do domu, ona się zaczyna bać”.
MIETEK: „Denerwują mnie u żony typowe zachowania koalkoholowe, to ciągłe kontrolowanie. Staram się wbić sobie do głowy, że ona jest chora i powinienem to rozumieć. Jak to wygląda? Żona siedzi w pokoju, ja jestem w kuchni, usłyszy jakiś brzęk i już jest przy mnie: znowu potłukłeś szklankę! Takie ciągłe sprawdzanie, co się dzieje, co ja robię. To mi oczywiście przeszkadza. Ciągłe kontrolowanie, ile wydałem ze wspólnych pieniędzy, które leżą w domowej kasie. Zostawiam jej rachunki, ale i tak robi mi wymówki. Wtedy ja jej robię podliczenie-vice versa. W końcu pogadamy, pogadamy i dochodzimy do porozumienia. Kiedy piłem, oddawałem jej wszystkie pieniądze, tylko trochę sobie zostawiałem, bo wiedziałem, że inaczej przepiję”.
TERESA: „Tyle czasu nie mogłam na niego w ogóle liczyć, zawsze mnie zawiódł, to teraz też staram się o wszystko dbać sama. Przecież beze mnie nic by nie było jak należy. Nasza rodzina nie mogłaby normalnie żyć, gdyby wszystko nie było na mojej głowie. Kiedy przestał pić, nadal kontrolowałam, ile zarobił, ile ma, ile chce mi dać, gdzie wydaje. Nadal chciałam wszystko dokładnie wiedzieć. Nie odważyłam się dzwonić do zakładu pracy, ale chciałam chociaż polatać mu po kieszeniach”.
GRAŻYNA: „Dzieci mówiły mi, że i w okresie picia męża i jeszcze długo potem byłam brzydka, zaniedbana. Córka się mnie wstydziła, chodziła za mną z tyłu, bo byle co na siebie nakładałam, byle jakie miałam włosy – po prostu mnie nie było”.
BASIA: „Pewien etap został zamknięty, ale jedna rzecz sprawia mi kłopot: jakieś jego podobne zachowanie, jak w tamtym okresie i od razu włącza mi się coś takiego, że już z powrotem w tym jestem. Lękam się, zwyczajnie boję się , chcę zapobiec, żeby się nie powtórzyło. Ale kiedy zaufam, kiedy sama czuję się dobrze, wtedy wszystko jest OK”.
DANUSIA: „Taka moja szamotanina trwała dwa lata. Więcej we mnie było uczuć negatywnych do męża niż dobrych. Wiem nawet dlaczego: ponieważ kiedy on pił, ja byłam cicha, grzeczna, spokojna, zajmowałam się dziećmi, więcej poświęcałam uwagi trzymania siebie na wodzy. Kiedy on trzeźwiał, mogłam wtedy krzyczeć, wypłakać się, uzewnętrznić wszystkie swoje pretensje, żale, wyrzucić mu to wszystko, wykrzyczeć. Nawet potrafiłam pobic talerze. Nie potrafiłam się znaleźć w spokoju, w dobroci, w czułości – nie umiałam od niego nic przyjmować”.
II. NIEROZWIĄZANY PROBLEM ZADOŚĆUCZYNIENIA – tak nazwałabym trudność, z jaką boryka się większość trzeźwiejących małżeństw. Jako najważniejszy „bagaż emocjonalny” towarzyszą małżonką nagromadzone latami emocje: jemu – poczucie winy, jej – złość i poczucie krzywdy, które z łatwością aktywizują się nawet w sytuacjach z obecnego punktu widzenia neutralnych.
JANUSZ: „Żona ciągle mi powtarza, że skoro dwadzieścia lat piłem, to teraz muszę następnych dwadzieścia lat, żeby przestała mi wypominać, jaki byłem wtedy i ile krzywd jej wyrządziłem. Mówię do niej: 'Skarbie, dlaczego jesteś na mnie zła?’, a ona znowu o tych nieszczęsnych dwudziestu latach”.
ANTEK: „Do teraz żonie zdarza się wypominać mi, że kiedy piłem, nie zajmowałem się dziećmi, a 'trójkę dzieci to ja sama wychowałam’. Z tego powodu mam poczucie winy, że jakiś taki dług niezapłacony jest, gdzieś tam wisi. Jeśli chodzi o finanse, żona mówi: 'to ja przez tyle lat utrzymywałam dom’. Z tego powodu mam poczucie winy, że jakiś taki dług niezapłacony jest, gdzieś tam wisi. Jeśli chodzi o finanse, żona mówi: 'to ja przez tyle lat utrzymywałam dom’, co mnie jako mężczyznę boli. Tym bardziej, że ona ma rację. Ja jej przyznaję rację, że tak było i nie potrafię tego zmienić. Z tym, że bronię się przed czymś takim, że teraz miałbym z tego powodu pokutować. Może zresztą to moje poczucie winy jest jednym z powodów, że teraz staram się tak bardzo rozkręcać interesy i zapewnić rodzinie lepsze warunki. Mogę powiedzieć, że czuję się winny w sprawach dzieci, w sprawach finansowych i w sprawach seksu, i dlatego w tych miejscach nie czuję się pewny siebie”.